poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział I


       Był piękny i słoneczny dzień. Dokoła latało wiele pięknych motyli. Łąkę porośniętą zieloną trawą z kwitnącymi kwiatami otaczał rozległy las, który wydawał się nie mieć końca. Słońce świeciło i dawało ciepło. Delikatny wiatr szumiał wśród drzew. Ptaki wydawały cudowne dźwięki. To miejsce żyło, było domem dla zwierząt, ich azylem, bezpieczną przystanią.   
       Codziennie to miejsce odwiedzała mała dziewczynka. Wyglądała na niespełna pięć lat. Miała piękne, długie, falowane, brązowe włosy. Jej oczy przypominały płynną czekoladę, były pełne życia i miłości. Nosiła białą sukieneczkę z wyhaftowanymi u dołu stokrotkami. Gdy się uśmiechała na jej pliczki  natychmiast wyskakiwały rumieńce. Towarzyszył jej starszy mężczyzna. Biegali, śmiali się, po prostu dobrze się bawili. Dziewczynka, wpadła w ramiona mężczyzny i przytuliła go. Odwzajemnił uścisk, wziął ją na ręce i poprowadził do najbliższego drzewa. Usiedli pod nim i skryli się w jego cieniu. Dziadek posadził ją na swoich kolanach. Odezwał się pierwszy. 
-Jesteś niezwykłą dziewczynką. Wiesz o tym? – Spojrzał jej prosto w oczy i kontynuował wypowiedź - Kiedyś dokonasz czegoś wielkiego. Zawsze pamiętaj, że ja i babcia będziemy cię kochać choćby nie wiem co. Rozumiesz?  
- Ja też was kocham. – Na te słowa dziadek dziewczynki uśmiechnął się. 
     W przeciągu kilku chwil,  pogoda drastycznie się zmieniła. Słońce zostało zakryte przez czarne, burzowe chmury. Las już nie czarował swoja tajemniczością i potęgą, teraz czuć było od niego grozę. Na polanę wybiegła przerażona sarna, a nad niebem zaczęło latać stado rozszalałych kruków.  Zerwał się silny wiatr. Już nie było śladu po pięknym dniu. Nie była to jednak zwykła zmiana pogodowa. Coś nadchodziło i było już blisko.
-Dziadku co się dzieję- spytała przerażona dziewczynka. – Boję się.
-Musimy wracać i znaleźć babcie. Oni nadchodzą! 
-Kto nadchodzi? – Dziewczynka zaczęła szlochać, bała się jeszcze bardziej. Kompletnie nie wiedziała co się działo. 
        Mężczyzna już nie odpowiedział. Wziął dziewczynkę na ręce i szybko pobiegł w stronę, z której przyszli. Biegł przez las, starał się omijać gałęzie, by nie zraniły jego wnuczki. Niestety szybko się męczył, a jego wiek nie pozwalał na taki wysiłek. Postawił wnuczkę na ziemię i szybkim, krokiem szli w stronę domu. W duchu modlił się, żeby zdążyli się ukryć.   
     Tymczasem pogoda robiła się coraz gorsza. Z nieba zaczęły spadać krople wody. Wiatr stawał się coraz silniejszy. Nagle w drzewo niedaleko nich uderzył piorun. Dziewczynka krzyknęła przerażona i przycisnęła głowę do piersi dziadka.
-Już blisko. Damy radę. 
         W końcu dotarli do celu. Starsza kobieta czekała na nich na ganku, wypatrując ich. Miała przerażoną minę, przez co zmarszczki na jej twarzy uwydatniły się jeszcze bardziej. Wybiegła przed nich i pomogła mężowi wprowadzić wystraszoną dziewczynkę do domu.
-Musimy ja ukryć- powiedziała kobieta. – Nie możemy pozwolić by ja dopadli.
-Nie zabiorą jej nam. Obiecaliśmy ją chronić i tak zrobimy. – Pogłaskał żonę z czułością po policzku – Przeprowadź ją przez tajne korytarze pod naszym domem i ukryjcie się obie. Wiesz co masz robić?
-A co z tobą. Nie pozwolę im, by cię zabrali albo zabili. – Kobieta błagała, by mężczyzna szedł razem z nimi. Jednak był nieugięty. – Obiecałeś mi. Pamiętasz?
-Pamiętam, ale nie mogę pozwolić by was skrzywdzili. Obiecuję, że nic mi nie będzie, będę tuż za wami.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać. – Po tych słowach kobieta chwyciła za rękę męża i ucałowała go w policzek.
-Schowajcie się. Są już blisko. 
         Babcia wzięła dziewczynkę na ręce i skierowała się w stronę drzwi od sypialni. Kobieta uklękła na kolana i zaczęła stukać w deski od podłogi. Po krótkim czasie, znalazła tę, której szukała. Wyrwała poluzowaną deskę i wyciągnęła z niej starą, zakurzoną szkatułkę, która na wieczku miała czerwony rubin, a poniżej napis  vincit, lux tenebris. Podniosła ją i otworzyła. W środku znajdował się wisiorek z mechanicznym aniołkiem. W środku aniołka dało się dosłyszeć tykanie. Zupełnie jakby żył. A ten dźwięk to bicie serca. Kobieta wstała z ziemi i podeszła do wnuczki.
-Kochanie, nie martw się wszystko będzie dobrze. Nic nam nie będzie. A teraz chciałabym ci coś podarować. To prezent ode mnie i od dziadka. – Babcia dziewczynki zapięła naszyjnik na szyi dziewczynki i spojrzała jej prosto w oczy. – Pamiętaj, żeby go zawsze nosić. Nigdy go nie zdejmuj. Będzie cie chronić.
-Chronić przed czym? – zapytała zapłakana i cała blada ze strachu.
-Przed złymi ludźmi. Teraz chodź musimy iść. 
         Nagle po domu rozszedł się przeraźliwy huk. Drzwi zostały wyważone. Nie było już czasu. Musiały uciekać. Podbiegły do ogromnej biblioteczki. Babcia zaczęła wysuwać pojedyncze książki. W końcu znalazła tę, której szukała. Była ona czarna ze zniszczonym od starości grzbietem. Usłyszały kliknięcie i ogromna półka z książkami rozsunęła się. Przed nimi ukazał się ciemny, pełen wilgoci i pajęczyn korytarz. Od razu można było zauważyć, że był rzadko używany. Kobieta weszła z dzieckiem w korytarz i zamknęła tajne przejście. Sekundę później drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem. Napastnicy szamotali się ze starszym mężczyzną.
-Gdzie ona jest! -Zawarczał jeden z nich gardłowym głosem, który momentami mógł przypominać syczenie węża. Nie był to jednak człowiek, jak mogło się na początku wydawać. Nie miał twarzy, a w jej miejscu umieszczona była czarna maska z pod której wydobywał się „czarny dym”- Gadaj psie!- Krzyknął i splunął na zakrwawioną twarz starca, który ledwo trzymał się na  nogach.
-Nigdy! Nie dopadniecie jej. Nie ma jej tutaj.
-Jesteś tego taki pewien. Gdy dorośnie zobaczymy, po której stronie stanie, a tymczasem nie jesteś już nam potrzebny. Pozbądźcie się go! – Mroczny rycerz warknął na swoich pomocników, którzy otoczyli mężczyznę leżącego na środku pokoju. Jeden z nich pociągnął go tak, by starszy mężczyzna klęczał przed nimi na kolanach, a drugi  wyciągnął z pochwy zdobione ostrze i z premedytacją poderżnął staruszkowi gardło. 

*****

         Obudziłam się z krzykiem na ustach. Po moim ciele spływały krople potu. Moje nogi i reszta ciała była zaplatane w pościel. Ten sen śnił mi się co noc. Nie miałam pojęcia dlaczego. Najgorsze jednak było to, że mężczyzna i kobieta mieli twarze moich dziadków. To nie możliwe, ponieważ mój dziadek zmarł na zawał. Stało się to wiele lat przed moimi narodzinami. Widziałam tylko jego zdjęcia. Nigdy nie poznałam mężczyzny, który dał życie mojej matce, a babcia mieszka obecnie w Londynie. Prawie jej nie pamiętam. Ostatni raz widziałam ją, gdy miałam pięć lat. 
        Spojrzałam na budzik, który stał na szafce tuż obok mojego łóżka. Na zegarze widniała godzina 5.38. Miałam jeszcze wiele czasu do wyjścia do szkoły. Za oknem wciąż było ciemno. Nie miałam ochoty już spać, nie po tym co się stało. Postanowiłam udać się do toalety, by nieco się odświeżyć. Wyplątałam się z kołdry. Łapiąc równowagę wstałam z łóżka. Na nogi założyłam granatowe, puchate kapcie. Posiadałam własną toaletę, więc nie było potrzeby bym wychodziła na korytarz. Otworzyłam drzwi i włączyłam światło. Moim oczom ukazało się pomieszczenie  obłożone beżowymi płytkami. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kurek z chłodną wodą. Nabrałam ciecz w dłonie i przemyłam twarz. Od razu się ocuciłam i poczułam lepiej. 
       W końcu podniosłą głowę i spojrzałam na odbicie w lustrze. To co ujrzałam bardzo mnie zaskoczyło. Przez moment wydawało mi się, że mam przed sobą zupełnie inną osobę. Jednak widziałam swoją twarz, ale wyglądała nieco inaczej. Oliwkowa skóra była teraz nienaturalnie blada i cienka. Uwydatniała kości policzkowe, które wydawały się teraz nieco zapadnięte. Kompletnie nie mogłam się poznać. Jednakże najbardziej zdziwił mnie kolor moich oczu, które w tej chwili były całkowicie czarne. Naturalnie posiadały ciemno brązowy kolor, ale nie czarny. Coś było nie tak. Czułam to. Coś się ze mną działo, ale jeszcze nie wiedziałam co.        
        Przyjrzałam się sobie jeszcze raz, ale tym razem wyglądałam normalnie, a moje oczy wróciły do naturalnego koloru. Gdy już miałam się odwracać, w lustrze mignęła mi czarna postać, która przebiegła przez mój pokój. Krzyknęłam przerażona. Powolnym krokiem podeszłam do uchylonych drzwi dzielących przestrzeń sypialną z toaletą. Prawą ręką uchyliłam je szerzej i zaświeciłam światło w pomieszczeniu. Powoli penetrowałam cały pokój, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. 
-Jest tu ktoś? – Zapytałam.                                 
        Nikogo nie zauważyłam, ani nie usłyszałam. Uznałam, że muszę być bardzo zmęczona skoro oczy zaczynają płatać mi figle. Zgasiłam światło i na koniec udałam się do okna. Dookoła rozciągała się ciemność. Jedynym źródłem światła na zewnątrz były latarnie porozstawiane po okolicy oraz księżyc w pełni. Był taki piękny, mogłabym wpatrywać się w niego w nieskończoność. Zawsze uważałam, że jest w nim coś niezwykłego. Uwielbiałam się w niego wpatrywać, gdy byłam mała. Zostało mi tak do dzisiaj.

                                                             *****
         Zadzwonił budzik. Jak ja nienawidzę tego dźwięku. Była godzina 7.00. Miałam więc godzinę, by spokojnie się przygotować do wyjścia. Podeszłam do ogromnej szafy i otworzyłam ją. Wybrałam zwykłe czarne rurki, jeansową koszulę oraz czystą bieliznę. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w wybrany strój. Następnie umyłam zęby i nałożyłam delikatny makijaż. Usta musnęłam bladoróżowym błyszczykiem, na powieki nałożyłam brązowy matowy cień, a rzęsy podkreśliłam czarnym tuszem. Byłam już prawie gotowa, zostały mi jeszcze tylko włosy. Wzięłam lokówkę i zakręciłam je na nią. Gdy skończyłam, spojrzałam na całość i muszę przyznać prezentowałam się nadzwyczaj dobrze. 
        Gdy schodziłam na dół poczułam wspaniały zapach naleśników. To musiała być moja mama ona wie co lubię. Przyśpieszyłam kroku i już byłam w kuchni. Mama stała odwrócona do mnie tyłem i nuciła coś pod nosem. Podeszłam do niej po cichutku i mocno się w nią wtuliłam. Odwróciła się. Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się ciepło i odwzajemniła uścisk.
-Mówiłam ci kiedyś, jak bardzo cię kocham. – Uśmiechnęłam się i kątem oka spojrzałam na pyszne naleśniki.
-Zastanawiam się czy to dotyczy mnie, czy naleśników. – Wybuchłyśmy śmiechem i nakryłyśmy do stołu. Chwile później dołączył do nas tata. Ucałował mnie czoło i przywitał się z mamą. Razem zasiedliśmy do stołu i rozkoszowaliśmy się pysznym posiłkiem. Gdy zjadłam swoją porcję, zaczęłam się szykować do wyjścia. Założyłam na nogi czarne conversy i wzięłam torbę z książkami. Na koniec pożegnałam się  z rodzicami. Już miałam wychodzić, jednak zatrzymał mnie głos taty.
-Lau masz na dzisiaj jakieś plany?
-Myślę, że po szkole pójdę z Nikki do galerii, może do kina. Masz coś przeciwko?- Zapytałam neutralnym tonem.
-Nie, ale bardzo cie proszę wróć przed zmrokiem. Nie spóźnij się. Nie dziś. – Zdziwiły mnie słowa taty. Było w nich coś niepokojącego.
-Dobrze, ale czy coś się stało. Czyżbyś wprowadził godzinę policyjną? – Próbowałam rozluźnić napięta atmosferę, która się wytworzyła. -  Czy zrobiłam coś nie tak? – Zapytałam niepewnie.
-Nie, nie o to chodzi. To tylko jednorazowa sytuacja. Proszę, weź to na poważnie.- Trochę się zaniepokoiłam tonem jego głosu. – A teraz możesz już iść. Nie będę cię dłużej zatrzymywał, bo się spóźnisz. Powodzenia i pozdrów Nikki. – Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Tym razem zachowywał się normalnie. Nic z tego nie rozumiałam.
- Pa,  kochanie. – Odezwała się mama, która podczas tej dziwnej wymiany zdań siedziała cicho.
-Pa.

                                                          *****
         Otwarłam szafkę i zaczęłam wyciągać potrzebne książki. Nagle ktoś zakrył mi oczy i kompletnie nic nie widziałam. Tylko ciemność.
-Zgadnij kto to! – Od razu rozpoznałam ten głos. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-No nie wiem. Na pewno nie postać z anime, ani milutki, słodki kotek. Stawiam na wysokiego, umięśnionego, zabójczo przystojnego, z niebiańskim uśmiechem, mądrego, zabawnego, niebieskookiego bruneta, który…. – Zostałam mocno zdzielona po głowie. – Auć! To bolało. -  Ręce zostały w końcu zdjęte z mojej twarzy i znów mogłam widzieć.
-Jak mogłaś mnie nie rozpoznać! Czy ja wyglądam jak chłopak?
-Ty na serio Nikki? Jak bym w ogóle mogła tak pomyśleć?
-Dobrze, że ci przerwałam, bo by ci się jeszcze skończyły przymiotniki opisujące twojego wymarzonego faceta.  
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. Dobrze wiesz, ze już go znalazłam i jest nim Max- Ni z tąd, ni z owąd zadzwonił dzwonek. – Dobra chodź, bo spóźnimy się na lekcję. Pamiętasz o naszych planach na dzisiaj? – Zagadnęłam idąc w stronę klasy.
- Jak mogłabym zapomnieć. To będzie najlepszy dzień w naszym życiu.
-Wiem, ale jesteś pewna, że nas wpuszczą i nie zorientują się ile mamy lat?
-Lau, nie bój się. Mówiłam ci już, mój kuzyn załatwi nam lewe dowody. Nic nie zauważą.
-No ok., ale jest jeszcze jedna sprawa. Musze coś wymyślić, by wyjść z domu niepostrzeżenie, a tu sprawy się komplikują.
-Żartujesz sobie ze mnie. Znam cię i wiem, że masz plan.
-Nie zaprzeczę. – Uśmiechnęłam się przebiegle……

                        ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Witajcie kochani!

No i już jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą pojawiać się błędy, powtórzenia, czy jakieś inne niedopatrzenia, ale jestem w tym wszystkim nowa i jeszcze się uczę. Myślę, że za kilka rozdziałów będzie dużo lepiej. No i koniecznie muszę popracować nad pisaniem dialogów. 

Ps. Zachęcam do komentowania i koniecznie piszcie nad czym muszę jeszcze popracować :)
 
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ